Music

środa, 23 lipca 2014

Rozdział XI

*Notka pod rozdziałem!*

-Dryń, dryń!
-Halo?-powiedziałam zaspanym głosem.
-Gdzie ty jesteś?!-Nicola zaczęła krzyczeć na mnie przez telefon.
-No w domu-powiedziałam.
-Za 5 minut masz być w szkole! Pan Brown powiedział, że to nie pierwszy raz kiedy cię nie ma i jeśli to się jeszcze raz powtórzy, to wywalą cię ze szkoły-Nicola zaczęła panikować.
-Daj sobie spokój, nic mi nie zrobią. Powiedz, że mnie nie ma, bo moja babcia umarła. Miłej nauki-powiedziałam i się rozłączyłam.
Spać już raczej nie pójdę. Może wezmę się za porządki i zrobię coś pożytecznego? Ubrałam na siebie coś luźnego. Wybrałam strój, w którym dobrze będzie mi się sprzątać. Zaczęłam od mojego pokoju. Znalazłam masę rzeczy, o których zapomniałam. Miałam się brać za sprzątanie salonu, gdy dostałam telefon.
-Halo?-powiedziałam.
-Hej Vicky! Jesteś dzisiaj bardzo zajęta?-zapytał się głos z telefonu.
-Lucy? Kochana jak się stęskniłam za tobą. Dzisiaj akurat nic nie planuję.
-To bardzo dobrze. Zabieram cię na zakupy, a potem idziemy zrobić coś szalonego!
-Co ty znowu wymyśliłaś?
-Zobaczysz. Wyślij mi adres i za pół godziny jestem. Pa-powiedziała.
Rzuciłam to całe sprzątanie. Chwyciłam jakieś ubranie i pobiegłam się przebrać. Zdążyłam jeszcze rozpuścić i rozczesać włosy. Schowałam telefon do kieszeni, zamknęłam mieszkanie i zeszłam na dół. Strasznie się cieszyłam na myśl o spotkaniu z Lucy. Tak dawno się nie widziałyśmy. Ona mieszkała w Paryżu, a ja w Londynie. Usłyszałam ryk silnika. Spostrzegłam sportowy samochód, w którym siedziała Lucy! Miała uśmiech od ucha do ucha. Podbiegłam do niej z jeszcze większym uśmiechem.
-Vicky!-rzuciła mi się na szyję, gdy wysiadła z auta.
-Lucy, jak ja cię dawno nie widziałam. Strasznie się zmieniłaś-mówiłam ciągle się ściskając.
-Widziałam twoje zdjęcia w gazecie z tym Harry'm. Jesteście razem?
-Długo, by opowiadać-lekko posmutniałam.-To gdzie jedziemy?
-Zam takie super centrum, koniecznie musimy tam jechać. Wsiadaj!-wskazała na samochód.
-Czyj on jest?-zapytałam zapinając pasy.
-Mój-uśmiechnęła się do mnie.
Przez całą drogę nawijałyśmy o wszystkim. Opowiadała o swoim życiu. Ja też jej się zwierzyłam. Zrobiło mi się lepiej, gdy opowiedziałam jej o ostatnim spotkaniu z Harry'm. Droga minęła bardzo szybko, nawet nie zauważyłam kiedy zaparkowaliśmy pod centrum handlowym. Radośnie wysiadłyśmy z samochodu i poszłyśmy na podbój sklepów. Kupiłam sobie kilka t-shirtów, parę szortów i nowe trampki. Lucy namówiła mnie do kupna sukienki, w których nie lubiłam chodzić, ale jednak uległam jej. Po zakupach odwiedziliśmy małą kawiarnię.
-Masz jeszcze jakiś super plany czy to już koniec?-zapytałam się.
-Zobaczysz-cwaniacko się uśmiechnęła. Wiedziała, że to co wykombinowała nie będzie na pewno normalne.-Ale, żeby jechać dalej musisz zakryć oczy.
-Co? Kompletnie zwariowałaś?
-Nie marudź-Lucy zawiązała mi oczy swoją apaszką.
Podała mi rękę i razem wyszłyśmy. Przez całą drogę miałam zasłonięte oczy, nic nie widziałam. Wyobrażałam sobie co ona mogła wymyślić.
-Jesteśmy kochana-powiedziała.
-Czy teraz mi to ściągniesz z oczu?-zapytałam się.
-Jeszcze nie, chodź-pociągnęła mnie za rękę.
Ledwo co za nią nadążałam. Kilka razy myślałam, że będę miała spotkanie twarzą w twarz z podłogą.
-Idiotko po co tak pędzisz? Zdążymy, spokojnie-powiedziałam lekko zdenerwowana.
-No, możesz już otworzyć oczka-pomogła mi ściągnąć "zasłonę" z oczu.
-Gdzie my jesteśmy?-zapytałam zdezorientowana.
-Nie widzisz? Będziemy skakać z bungee.
-Zwariowałaś? Boje się.
-Zluzuj gacie stara-ach ta Luzy i jej żałosne teksty.-Jesteś ze mną.
Wahałam się chwilę czy skoczyć. Raz kozia śmierć. Odważyłam się. Zostałyśmy "ubrane" w odpowiedni sprzęt. Stanęłyśmy razem na moście. Złapałyśmy się za ręce. Nadszedł ten czas, by zrzucić się z mostu. Na początku strasznie się bałam, ale potem to mi już przeszło. Poczułam ten wiatr we włosach. Lucy puściła mnie za rękę. Podnosiłam się do góry, gdy zobaczyłam, że ona leci coraz bardziej w dół. Była coraz niżej i niżej. Spanikowałam, nie wiedziałam co mam robić. Zaczęłam krzyczeć, by ktoś ją ratował. Nic nie dało się zrobić. Lucy upadła na ziemię. Jak najszybciej do niej zeszłam. łzy spływały mi po policzkach. Podbiegłam do niej szybko i sprawdziłam puls. Czuję coś! Ona żyję?!
-Dzwońcie na pogotowie!-zaczęłam krzyczeć.
Wszyscy ci ludzie wokół patrzyli na ja na wariatkę. Sama musiałam po nich zadzwonić. Czuwałam obok niej, pilnując czy nic się nie dzieje. Po kilku minutach zjawiło się pogotowie.
-Dlaczego pan jej nie ratuje?! No niech pan coś zrobi!-zapłakana krzyczałam do lekarza.
-Przykro mi-powiedział.
-Jasne-powiedziałam sarkastycznym głosem. Lekarz zrobił tylko dziwną minę i odszedł.
Usiadłam na ziemi i zaczęłam płakać. Boże, dlaczego to musiało się tak skończyć?! Siedziałam i widziałam jak pakują Lucy do czarnego worka. To już koniec. Moja przyjaciółka odeszła. Minęło kilkadziesiąt minut i zostałam sama. Zabrali Lucy, ludzi rozeszli się, a ja siedziałam tam jak taka idiotka. Ciągle w oczach miałam ta scenę kiedy ona spada w dół i nikt nie chce jej pomóc.
-Halo?-zapytałam drżącym głosem.
-Panna Victoria Smith?-zapytał ktoś z telefonu.
-Tak, to ja. O co chodzi?
-Mam dla pani przykrą wiadomość. Pani babcia umarła-zaczęłam klnąc pod nosem.-Jest w szpitalu na ulicy Rozvellta, proszę przyjechać. Pip, pik, pik!-rozłączył się.
No cudownie! Najpierw Lucy, teraz babcia. Kto będzie następny? Zadzwoniłam po taksówkę. Pojechałam pod wskazany adres. Lekarz już na mnie czekał. Nawet nie wiedziałam, że babcia jest w szpitalu. Czekała mnie długa i przykra rozmowa z lekarzem.
-Póki pani nie zorganizuję pogrzebu ani tych spraw to....
Nie dokończył. Nawet mu nie pozwoliłam. Wybiegłam z gabinetu. Chciałam ją jeszcze zobaczyć. Weszłam do sali numer 15, leżała tam starsza, blada pani. Usiadłam na krzesło i pogrążyłam się w żałobie.
-Babciu, dlaczego musiałaś odejść właśnie teraz? Nawet się z tobą nie pożegnałam. Chciałam ci tyle opowiedzieć. Babciu!-zaczęłam krzyczeć, płakać, histeryzować wszystko w tym samym czasie.
-Proszę opuścić salę-przerwała jedna z pielęgniarek.
-Musze pożegnać  się z babcią-odparłam surowo.
-Ma pani jeszcze 5 minut-wyszła i trzasnęła drzwiami.
Znowu usiadłam na krześle. Byłam już nieco spokojniejsza. Chciałam się pożegnać, tak jak mówiłam. Przytuliłam i ucałowałam czoło babci. Ostatni raz na nią spojrzałam i wyszłam z sali.
Poszłam do pobliskiego parku. Usiadłam na jednej z ławek i przypatrywałam się otoczeniu. Wszyscy patrzyli na mnie tak dziwnie. Nie ma się co dziwić. Zapłakana dziewczyna, której makijaż opanował twarz siedzi na ławce w parku i patrzy się na wszystkich. Nie wiedziałam co mam teraz ze sobą zrobić.
Vanessa! Ona pewnie coś wiedziała na ten temat. Zdzira nic mi nie powiedziała. Zadzwoniłam po taksówkę i pojechałam do mojego byłego mieszkania. Zaczęłam dobijać się na siłę do środka.
-Czego ty dziewczyno chcesz?-cóż za miłe powitanie siostrzyczko.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?-"rzuciłam się" na nią z pytaniami.
-Czego ci nie powiedziałam?
-Tego, że babcia jest w szpitalu!
-E tam, będziesz się przejmować. Coś jeszcze, bo jestem zajęta?
Jak można być takim idiotom? Usiadłam na jednym ze schodów i zadzwoniłam do Nicoli, żeby przyjechała. Zjawiła się bardzo szybko.
-Victoria co się stało? Ktoś ci coś zrobił?-bardzo się przejęła.
-Życie. Chodź ze mną do klubu, napijemy się.
-Victoria co się dzieje?-bała się o mnie.
-Chodź i nie marudź.
Pociągnęłam ją za rękę. Pojechaliśmy do pobliskiego pubu. Na początku wypiłam jeden kieliszek, ale potem tych kieliszków było coraz więcej. Skończyłam może na 10, Nicola mnie od tego odciągnęła i zawiozła do domu. Nie myśląc o niczym położyłam się do łóżka i zasnęłam. Nicola była jak taki mój anioł stróż...

** 
Hej ;D Wybaczcie, że ten rozdział dodaję tak późno,a le wcześniej mi się nie chciało, nie miałam weny :/ Wiem, że znowu powiedziecie , że główna bohaterka tylko ryczy i ryczy... Ale ten pomysł przyszedł mi tak nagle i spodobał mi się. W następnych częściach postaram się, aby się uśmiechnęła :) 
3majcie kciuki xD 

niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział X

Przeczytaj notkę pod rozdziałem! Dziękuje ;) 

*Tydzień później* 

Dużo przez ostatni czas się wydarzyło... Nicola w końcu wyszła ze szpitala. Z Harry'm dogaduje się coraz lepiej. Nawet moja oceny w szkole uległy poprawie. 
-Halo?-powiedziała odbierając telefon. 
-Hej. Moglibyśmy się dzisiaj spotkać?-zapytał Hazz. 
-Jasne. Gdzie i o której?
-U mnie o 16, pa-powiedział i rozłączył się. 
Byłam lekko zdziwiona. Harry miał taki dziwny głos. Gryzłam się z myślą, że stało się coś złego. Miałam nadzieje, że Hazza mi wszystko wytłumaczy. 
Długo jednak się nie przejmowałam. Ubrałam się i wyszłam z uśmiecham na twarzy z domu. Nie chciałam robić problemu Hazzie, więc zadzwoniłam po taksówkę. Minęło dwadzieścia minut i już byłam przed willą Styles'a. Była ona naprawdę wielka i piękna. Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi. Otwarł mi chyba Louis. Nie byłam do końca pewna, bo minęło sporo czasu odkąd go widziałam.
-Hej, wejdź proszę. Harry zaraz zejdzie-powiedział.
Lou zaprowadził mnie do salonu, w którym była jeszcze trójka innych chłopaków. Blondyn-chyba Niall-jadł skrzydełka. Obok niego siedział mulat, który nazywał się chyba Zayn. Ostatnim chłopakiem musiał być Liam'a, który siedział cicho.
-Hej-powiedziałam lekko zawstydzona.
--Hej! Ty jesteś Victoria?  Dziewczyna Styles'a?-zapytał blondyn.
-Tak-odpowiedziałam lekko speszona.
Wszyscy spojrzeli na siebie tak dziwnie. Nie wiedziałam o co im chodzi. Po chwili jeden za drugim wstał z kanapy i zbliżył się do mnie. Mocno mnie przytulili. Nasz powitanie przerwał Hazza, który właśnie wszedł do salonu.
-Hej-przytulił mnie, gdy chłopcy mnie puścili.-Chodź ze mną na górę.
Szłam za Harry'm po schodach. Otworzył mi drzwi i razem weszliśmy do sypialni. Była ona śliczna. Zaparło mi dech w piersiach. Limonkowe ściany z białym paskiem na górze. Duże podwójne łóżko z brązową pościelą i masą kolorowych poduszek. Po dwóch stronach łóżka znajdowała się mała półeczka, która trzymała się ściany. Znajdowała się na niej lampka nocna i ramka ze zdjęciem. Z lewej trony łóżka była duża, rozsuwana, jasna, brązowa szafa. Z prawej strony natomiast był puchaty, szary dywan. Na przeciwko łóżka było wyjście na balkon. Na prawej ścianie było wielkie lustro i kilka obrazów. Cały pokój był bardzo ładnie urządzony.
Usiadłam na łóżku, obok mnie usiadł Harry. Widziałam, że chce coś powiedzieć, ale nie wie jak. Przeszkodziło nam pukanie do drzwi. Horan zaproponował, żebyśmy zrobili ognisko w ogrodzie. Harry'emu ten pomysł nie przypadł chyba do gustu, ale zgodził się i wyszedł z nami. Louis i Liam zajęli się rozpalaniem. Niall podjadał jedzenie. Harry i Zayn rozmawiali na poboczu, z daleka od nas. Usiadłam na jednym z krzeseł, czułam się trochę niezręcznie.
-Może chcesz?-zapytał się Nialler podając mi miskę z truskawkami.
-Nie, dziękuje-odparłam.-Mieszkacie wszyscy razem?
-Nie. Każdy z nas ma swój dom, ale często do siebie przychodzimy, więc jesteśmy przyzwyczajeni. A jak tam związek z Harry'm? Podobno ostatnio się całowaliście?
-Wszystko wam opowiedział?-zapytałam zażenowana.
-Ze wszystkimi szczegółami-zarumieniłam się.-Oczywiście żartuje, powiedział tylko, że się całowaliście, ale niestety bez szczegółów.
-Kończcie te pogaduszki i chodźcie tutaj!-Louis zaczął krzyczeć.
Podeszłam z Niall'em do ogniska. Dostaliśmy patyki, by upiec sobie kiełbaski. Zayn i Harry dalej tam stali. Ukradkiem patrzyłam w ich stronę. Malik patrzył na mnie dziwnym spojrzeniem. Minęło trochę czasu zanim oni przyszli. Czułam się głupio. Jedynie Horan dodawał mi otuchy. Chciałam szczerze porozmawiać ze Styles'em. Chwyciłam go za nadgarstek i pociągnęłam.
-Możemy porozmawiać?-zapytałam się.
-Tak, chodź do salonu-powiedział obojętnie. Podążałam za Harry'm do salonu. Usiadłam obok niego na kanapie.-Muszę ci powiedzieć coś bardzo ważnego-spojrzał mi głęboko w oczy. Widziałam, że jest mu ciężko.-Bo my...-zaciął się.-Bo my będziemy musieli wyjechać.
Gdzie wyjechać? Harry o co chodzi?!
-Dostaliśmy propozycje, żeby przeprowadzić się do USA. Wszystko dla naszej kariery. Chcą, żebyśmy byli jeszcze bardziej sławni.
-I-i kiedy wylatujecie?-z ledwością powstrzymałam łzy.
-Dzisiaj do 21 musimy dać odpowiedz czy lecimy czy nie. Proszę powiedz mam zostać czy mam lecieć?-i co ja mam mu odpowiedzieć? Jeśli powiem, że ma zostać do zniszczę jego marzenia, a jeśli powiem,  że ma lecieć, to pomyśli, że go nie kocham i już nigdy go nie zobaczę.
-Harry sam musisz znaleźć odpowiedz na to pytanie. Nie będę podejmować za ciebie decyzji.
-Ale ja nie chce, żebyś podejmowała za mnie decyzje, ja chce, żebyś mi doradziła.
-Nie Harry nie doradzę ci. Sam wybierz co wolisz. A teraz idę do domu, bo się źle czuje.
-Odwiozę cię-zaproponował.
-Nie trzeba-odparłam.
-Dziękuje ci za wszystko!-powiedział jakby to była moja wina.
-Jesteś idiotą. Cześć!
Wyszłam i trzasnęłam drzwiami. Czy to było nasze pożegnanie? Może to ile lepiej, że nie przytulałam się do niego, bo tylko bardziej bym za tym tęskniła. Dlaczego to jest takie trudne?! Znalazłam faceta, na którym mi zależy, a teraz muszę się z nim pożegnać.
Nie walczyłam już ze łzami. Zadzwoniłam po taksówkę. Przyjechała dosyć szybko. Szybko do niej wsiadłam. W głowie miałam cały czas myśl o rozmowie z Harry'm. Boże, dlaczego to jest takie trudne?
Gdy wysiadłam, nie wiedziałam co mam zrobić. Nie chciałam iść do domu i tłumaczyć wszystkiego Nicoli, bo nie miałam na to siły. Chciałam chodź na chwile o tym wszystkim zapomnieć. Pomyślałam, że wybiorę się do stadniny. Brawo, pierwszy raz od dłuższego czasu masz dobry pomysł. Po 15 minutach byłam w mojej ukochanej stajni. Zbliżyłam się do boksu mojego ukochanej klaczy-Rose. Była ona śliczna. Tak dawno u niej nie byłam. Zaczęłam od podstaw. Gdy znowu nabrała wdzięku. Wybrałam się na przejażdżkę. Długo tam to zajęło. Nie patrzyłam na nic. Do 22 byłam z Rose. Potem niestety zamykali stadninę i musiałam wrócić do domu. Znowu te głupie wspomnienia. Nie miałam ochoty tam wracać. Wolnym krokiem szłam i szłam. Ten "spacer" zajął mi około godzinę. Gdy wróciłam Nicola na szczęście spało. Wzięłam długą kąpiel, a potem położyłam się spać.

**
Hej. Wybaczcie, że dopiero teraz dodaje rozdział, ale wcześniej mi się nie chciało. Wybaczcie też, że jest taki dupny, ale nie mam ostatnio weny. Myślę też nad usunięciem bloga. 
Mam do was prośbę... Możecie napisać w komentarzu co wam się podoba, a co nie. Ci chcielibyście zmienić w moim blogu. Byłabym z góry wdzięczna za pochwałę i krytykę. 
3majcie się ♥ 

czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział IX

"Dzień dobry księżniczko. Pora wstać. Nie ma spania. 
Spotkajmy się za pół godziny. 
Harry :) xx"

Sobota, godzina 7:30. Nie ma nic przyjemniejszego od pobudki w dzień, w którym chcesz odespać cały tydzień. 

"No nie wiem czy taki dobry. 
Musisz mieć dobry powód, by budzić mnie w sobotę 
nad ranem. 
Vicky :/ xx"

Skoro zostałam już obudzona, wypadało, by żebym się przygotowała. Leniwie wywlekłam się z łóżka. Spojrzałam za okno. Niezbyt ładna pogoda. Deszcz, deszcz i deszcz. Założyłam na siebie dłuższe ubrania. Miałam jeszcze chwilę, więc zajęłam się przygotowaniem śniadania. Prawie, bym zapomniała. Musze się przecież uczesać. Rozpuściłam moje włosy, zaczęłam je rozczesywać. Zostawiłam je rozpuszczone. Powróciłam do kuchni i zjadłam śniadanie, które sobie przygotowałam. Po zjedzeniu jajecznicy zeszłam na dół, by poczekać na Harry'ego. 
Zbliżała się 8, a Hazzy wciąż nie było. Gdy tak na niego czekałam, podjechał do mnie jakiś motocyklista. 
-No hej maleńka. Może masz ochotę na przejażdżkę?-zapytał. 
-Nie-odmówiłam. W duchu prosiłam, by Harry zjawił się jak najszybciej. 
-A może teraz zmienisz zdanie?-ściągnął z głowy kask
-Harry? Co ty robisz z tym motorem?-zapytałam zaskoczona. 
-Chciałem cię zabrać na przejażdżkę-powiedział, a następnie podał mi kask. 
Po chwili wahania ubrałam kas, a potem wsiadłam na motor Hazzy. Usiadłam za nim i mocno się przytuliłam. Łatwy sposób, żeby móc się przytulać. 
Jeździliśmy naprawdę  długo. Nasza "podróż" nie miała chyba jakiegoś określonego celu. Przynajmniej mi się tak wydawało. Gdy dojechaliśmy do jakiegoś placu, Harry się zatrzymał. 
-I co to koniec? Po co tu przyjechaliśmy?-zaczęłam narzekać.-Harry jestem głodna. 
-Ja też-odparł. Nawet nie zwrócił na mnie uwagi, zaczął  grzebać przy motorze. 
-To może wrócimy?-zapytałam się, z nadzieją, że usłyszę w odpowiedzi: "tak". 
-Mogę cię pocałować?-zapytał się. 
-Idiota. Ja ci mówię o jedzeniu, a ty o całowaniu. 
-A jak przyniosę żelki to pójdziemy się całować? 
-Wrr!-"warknęłam" na niego. 
Odeszłam kawałek od Harry'ego. Byłam głodna, nie wiedziałam gdzie jestem, do ego było mi zimno. Jakieś zadupie, tu nawet nie ma zasięgu! Cała zdenerwowana usiadłam na ziemi z nadzieją, że Styles się nade mną zlituje i zabierze do domu. 
-Co się stało?-zapytał, siadając obok mnie. 
-Nie odzywam się do ciebie-powiedziałam. 
-Dlaczego? 
-Bo nie chcesz mnie zawiść do domu! 
-A ja chciałem się całować i też odmówiłaś.
-Zawieść mnie do domu!-prosiłam. 
-No dobrze. 
Ochoczo wstałam i zbliżyłam się do motoru. Już zamierzałam ubrać kask. 
-Mam złą wiadomość. Paliwo się skończyło-powiedział Hazz. 
-Cudownie!
Przez całą drogę, którą musieliśmy iść na pieszo nie odzywałam się do Harry'ego. Śmieszyła nas ta sytuacja, ale byłam na niego wciąż zła. Nie chciałam z nim rozmawiać. 
-Oj, nie złość się już-powiedział. 
-Jestem głodna, jest mi zimno, bolą mnie nogi, nie wiem gdzie jestem. A ty mi mówisz, że mam się nie złościć?! 
-Przepraszam, weź moją bluzę. 
Mimo, że byłam na niego zła, ubrałam jego bluzę. Przez kilka minut szliśmy w ciszy. Ale Harry musiał to przerwać. Zaczął śpiewać "You don't understand, you don't understand".  Zdenerwowałam się na niego jeszcze bardziej. 
Chwyciłam go za koszulkę i przybliżyłam do siebie. Spojrzałam mu prosto w oczy i złączyłam nasze usta w pocałunku. Gdy już się odkleiliśmy od siebie, było mi trochę głupio. Próbowałam oddalić się od Harry'ego, ale coś mi nie wyszło... 
Harry objął w mnie w pasie i przybliżył do siebie,  apotem odwzajemnił mój pocałunek. 
-Wisisz mi żelki?-powiedziałam. 
-Oczywiście-uśmiechnął się. 
Dalsza druga minęła już w znacznie lepszym humorze. Już nawet to, że musieliśmy iść pieszo i prowadzić motor nam nie przeszkadzało. 
Po upływie około półtorej godziny byliśmy już pod moim blokiem. Zaproponowałam, by wszedł na górę, ale nie mógł. Musiał wrócić do domu, więc ja też poszłam do siebie. 
-Znowu mam bluzę Hazzy-powiedziała sama do siebie. 
Poszłam do łazienki. Nalałam sobie gorącej wody do wanny i urządziłam sobie długa kąpiel. Przy okazji zadzwoniłam do Harry'ego czy już dotarł i do Nicoli. 

**Wieczorem**

-Puk, puk!-ktoś pukał, więc musiałam wstać z kanapy i iść otworzyć. 
-Hej, mam żelki, tak jak chciałaś mogę wejść?-zapytał się. 
-Jasne. Jakie żelki? 
-Proszę-podał mi je.-Mam tez pizzę i kebaby. 
-Znowu pizza? Przez te nasze spotkania, przytyje-powiedziałam. 
-I tak będziesz piękna. 
-Zobaczymy. Siadaj, pójdę po talerze. 
Poszłam do kuchni, by wciąć dla nas talerze. Przy okazji zabrałam szklanki i napój. 
-Co dzisiaj oglądamy?-zapytałam się. 
-A wybierz coś. 
-A może zagramy na x-boxie?-zaproponowałam. 
-Bardzo chętnie-odpowiedział. 
Przyniosłam kilka gier z mojego pokoju. Wybraliśmy najciekawsza i zaczęliśmy grać. Harry był u mnie do późna, więc zaproponowałam, by został na noc. Spać poszliśmy dopiero nad ranem, zostawiając cały salon w bałaganie.